Historia Jednej Znajomości
Jeden list zwyczajnie mnie zszokował. Był pełen chamstwa i inwektyw pod moim adresem, autor porównał mnie od tłustej świnii, oskarżył nawet o kłamstwo , bo jak śmiem pisać, że mam normalną budowę, będąc taka gruba. Pierwszy mój odruch było zwyzywanie gościa i odpłacenie pięknym za nadobne. Jednak jako osoba z głeboko zakorzenioną filozofią Rousseau o człowieku z gruntu dobrym, w drugim odruchu pomyślałam: musiał być jakoś skrzywdzony przez kobiety lub oszukany, może miał straszny dzień i wyżył
się przypadkowo na mnie, może po prostu był pijany.
Mój list napisałam więc w tonie zupełnie nie chamskim, raczej tłumacząc się i brzmiał mniej więcej tak: "Przykro mi, że tak mnie osądzasz w ogóle mnie nie znając, przecież ja mogę być najcudowniejszą osobą na
świecie, tylko z nadmiarem kilogramów. Zresztą już nim napisałeś zaczęłam coś z tym robić, ale na efekty niestety trzeba troszkę poczekać.- nie obyło się bez małej uszczypliwości z mej strony - ważne byś Ty patrząc na siebie w lustro czuł dumę. pozdrawiam ciepło życząc miłego dnia"
Pamiętam, że to był piątek wysłałam list i pojechałam do Żarek gdzie nie miałam netu. Gdy wróciłam w niedzielę czekało już na mnie 7 listów z przeprosinami od tego faceta. Pisał, że jest w szoku, że na taki chamski list odpowiedziałam takim ciepłem, że poczuł się jak wstrętny robak, kiedy czytał moją pełną ciepła i zrozmienia odpowiedź, że nie umie zrozumieć jak mogłam na takie chamstwo odpowiedzieć takim listem. Mówił, że musi poznać tak wyjątkową osobę, która tak potrafi odpowiedzieć. Pytał czy mu kiedyś wybaczę. Oczywiście każdy z tych 7 listów był coraz bardziej proszący coraz bardziej wątpiący w wybaczenie. Wybaczyłam, bo mnie zaciekawił i ten u smiech na zdjęciu w koszulce ratownika miał
powalający.
Zaczęliśmy pisać o sobie, o swoich tęsknotach, pragnieniach, o naszych życiach, o tym czego szukamy co kochamy co nas cieszy i co smuci. Ja się w tym czasie odchudzałam, on mnie w tym odchudzaniu wspierał wirtualnie, doradzał co jeść co ćwiczyć i jak. Mniej więcej po 2 miesiącach
byłam chudsza o 10 kg i wreszcie umówiliśmy się na randkę. To była chyba najcudowniejsza randka z tych, które na sympatii zaznałam. Umówiliśmy się w Dolinie Trzech Stawów w Panderozie. Miła knajpka na stawem.Wypiliśmy razem kawkę on jeszcze kilka razy przepraszał za ten chamski
list. Rozmawialiśmy mnóstwo o sobie, o życiu. Widziałam zachwyt w jego oczach gdy na mnie patrzył, ten błysk w oku, przenieśliśmy się na ławeczkę nad staw, spacerowaliśmy to parku. Oto ten człowiek od
chamskiego listu sprawił, czułam się szczęśliwa, piękna i wyjątkowa. Czułam jakbyśmy
znali się całe życie. Takie wyjątkowe porozumienie dusz, które nie zdarza się często. Kiedy na koniec randki wsiedliśmy do autka, by odwiózł mnie do domu, powiedział, że ma dla mnie niespodziankę. Mówił,
że postanowił, że jeśli okażę się fajną osobą zaśpiewa coś dla mnie. Właczył CD z podkładem i zaśpiewał dla mnie "Kochaj mnie i dotykaj..." Tomasza Żółtko, wyjątkową dla mnie piosenkę, która zawsze mnie
rozczulała i wzruszała. Okazało się, że dla niego też jest wyjątkowa. Jego głos i ta pasja
w tym jak śpiewał sprawiły, że miałam ciarki wszędzie, że unosiłam się nad ziemią, lewitowałam, nie umiałam nic kupić wieczorem w sklepie, tylko postałam w nim z doskonale obojętną miną i wyszłam. Nie jesteśmy razem, bo jakoś temperamenciki i pewne nasze wady sprawiły, że kilka
razy już pokłóciliśmy się "ostatecznie"... To coś jednak co nas łączy jest tak wyjątkowe, że nie umiemy dłużej wytrzymać bez kontaktu z sobą. Choćby sms, telefon, spotkanie. Czasem widujemy się często, czasem raz na kilka miesięcy, ale zawsze wspieramy się nawzajem, wiemy że możemy na siebie
liczyć. Wspierał mnie po śmierci mego kochanego męża. W dużej mierze dzięki niemu i nnnym prazyjaciołom zaczęłąm się odnajdować w tym świecie po tak bolesnej stracie. Ja wspierałam go przy rozwodzie z kobietą modliszką i w wielu sprawach, które musiał załatwić, wyciągałąm z dołka gdy było mu bardzo źle. Towarzyszy mi w imprezach i weselach, kiedy nie mam osoby towarzyszącej. Świetnie nam się razem tańczy, widocznie podobnie czujemy muzykę, a może w tym tańcu wyrażamy swe dusze. Cieszą mnie przy nim małe rzeczy: wspólne śpiewanie, oglądanie, gotowanie, jedzenie, prasowanie, przyszywanie guzika czy zakupy.
Uwielbiam jego pasję w głosie kiedy mi o czymś opowiada, jego szczery głośny śmiech, tego wariata który się w nim czasem odzywa, a może całkiem często, tego choleryka wyrzucajacego z siebie emocje,
umiem je nawet w jakiś instynktowny sposób załagodzić i zbagatelizować, przytulam go i głaszczę gdy płacze. Tak - prawdziwi mężczyźni też czasem płaczą gdy im naprawdę źle. Kiedy widzę, że ktoś go skrzywdził najchętniej udusiałabym tę osobę gołymi rękami. Gdy przytula mnie na powitanie czy pożegnanie czuję takie niesamowite, niewysłowione ciepło krążące pomiędzy nami, którego nie da się porównać z niczym innym. Tak jakby w tym przytuleniu wyrażone było całe ciepło, które mamy dla siebie nawzajem. Przeżyłam z nim tyle cudownych i miłych chwil, tyle śmiechu mi przysporzył i tyle szczęścia chwil. Zawsze będzie dla mnie kimś wyjątkowym, kimś bliskim i ważnym. Mogę powiedzieć, że jesteśmy naprawdę cudownymi prawdziwymi przyjaciółmi, czującymi się świetnie w swym towarzystwie. Adaś jest takim przyjacielem z drugiej strony tęczy bez względu na to czy ta tęcza nie dotyka ziemii czy może kiedyś osunie się na tyle, że jej dotknie... On typowy choleryk, ja typowy sangwinik - charakterki niby zupełnie różne. Nigdy nawet nie myślę o nim Adam mimo, że ma już dobrze po 40-tce dla mnie jest zawsze w każdej myśli w każdym zdaniu Adasiem. On pisze do mnie i zwraca się Ewcia, Ewuś mimo mej
czterdziestki na karku... Niby drobiazgi, ale jakie to miłe gdy ktoś zawsze zwraca się do Ciebie tak miękko i zdrobniale.
Nie wyobrażam sobie mego życia tak zupełnie bez niego.
I wszystko to nie zdarzyłoby się nigdy gdybym chamstwem odpowiedziała na
jego bardzo chamski list.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz